chcę w swoim życiu pinie i palmy

Tamtej nocy goniły go bezpańskie psy.
Za noc przeszedł dwadzieścia kilometrów, dotarł nad morze.
Pokonaliśmy potem Volturno, widziałam platan i oleandry.
Nastolatkowi daje się potwornie wiele:
na pewno pościel, przynajmniej picie,
platany, pinie, palmy,
pełno gwiazd.

9.9.2022

 

Szymon

Słoneczniki, ostropest. Na wpół dzika działka słów.
Mieszkanie omszałe między sosnami.
Ostoja dla długich cieni.
Osiem dni, osiem rybich ości stoi w dziecięcym gardle.
Przez korytarz ciągnie się promyk słońca, na którym grasz.
Wszystko szumi, szeleści, szepcze.
Sz-sz, a-a-a. Szalejesz?
Czasami, myszky.
Sz-sz, a-a-a.
Szalejesz, myszku? A czas.

3.1.2022

 

z pokoju

Spokój –
święty, jak wściekła krowa pod Mysuru,
piętno na śnie bydlęcia maharadży,
twarde indyjskie A na plecach Taurydy,
twierdza Aj-Todor,
proch u podnóża mischorskiej góry,
kamień przy brzegu Haspry.                                                                                           

Popiół pałacu Golicyna, popiół Elsona i Hunta
lata po sanatorium „Jasna Polana”.                                                                                Panina głośno powtarza nazwiska gości:
Czechow i Gorkij, Tołstoj i Wieriesajew, i Korolenko.
Izba pamięci skuliła się na parterze.

Popiół pałaców przyzywa się świstem fugi,
woła Paula, Williama, czy Juliusza,
spuszcza psy na spokój „Jasnej Polany”.
                                                                                                                                                     Spokój, popiół, pokoje
niebieskie, jak ciało Wisznu,
czarne, jak mleko przedświtu,
złociste, jak warkocz i węże,
kojące jak Sulamit.

1.02.2022

 

***

Wyciągam ze swojego serca niebieskie nici:
może kiedyś to był błękitny kłębek,
teraz to setki kolejnych wątków,
niepołączonych w całość,
niezlanych, jak światło, w jedno.
                                                                                                                                                            Coś pękło w środku nie raz,
nie do usłyszenia.
                                                                                                                                                              Nie ma sensu rozpraszać,
serce, włosy, błękitne siano.                                                                                                  
Mimo wszystko to tylko słowa.
Nic się nie dzieje.
Mimo wszystko
to tylko ocean.
Dno porasta solą.                                                                                                                       
Odkąd przyjechałam tu, na wybrzeże,
nie wiążą się zdania:
poruszam kolejny wątek,
nie mam, jak pisać.

Wkrótce fala światła
nieokreślonej długości
ujawni się, spełni wszystko:
roztopi ciepłem kryształ i metal.
Przecieknie plazmą do źródła pieśni.                                                                   

17.07.2021

Przez rosnące fenkuły przechodzi chłopiec. Dotyka jednego z nich.

Światło rozproszone w nieskończonych liniach muska nam nosy. Linie nie mają koloru, one parzą. Bo kiedy myślimy, że mamy już wszystko, jedna z nich rozcina nam drogę. Jesteśmy na dzikiej polanie. Lecz tak naprawdę nie możemy niczego dotknąć. Rośnie wtedy szaleństwo, cienie, prastare toboły. Czas rozsuwa zamek. Spokojnie czekamy na coś, co nigdy nie zgaśnie.

Karolina