Z rumuńskiego przełożył Jakub Grabiak.

Szkielety syberyjskich koni

mam w sobie zapadnię, którą od spodu porasta proso.
naciągacz kołowrót, Magdaleno, jesteś, Magdaleno,
kołowrotem. sznur nie dotyka podłogi, która nie ma
podłogi. przez twoje gałęzie wąsko przebija się światło.
tysiące kopyt depcze korę, dawno podbite przez dłonie
młynarza, nie odkopane. tysiące kopyt wpada w dół.
co okazuje się być koniuszkiem ziemi, nie odpada.
na grzbiecie bochnów upychających spichlerz
woły taszczą za sobą pług. zupełnie jakby to była rola.

 

 

Przepływa przeze mnie coraz silniej wibrujące światło

Jestem ubity piachem, a w piachu są tunele.
Od milionów lat rozkładam w sobie szczątki
pradawnych zwierząt.

Okręg Aluta porasta śmiałek darniowy!

I chociaż z tego podnóża nie widać,
na grzbiet wzgórza wspinają się tubylcy.

 

 

Dzieje się to na taczkach

Przybyłem do miasta, które w bocznych uliczkach
zbiera mieszkańców i obserwuje, jak oddają jaspisy,
na targu sprzedają jaspisy. Jak jaspisy się niosą.
Wtedy zaczynają rozumieć,
że żyli w portkach.
Jedna z taczek ma koło Magdaleny!
Przychodzą następni, tamtym ofiarują dojrzałe makrele.
Dlaczego taczki, podobnie jak makrele, owinięte są siećmi?
Zielarz wychodzi, dopala. Kasztanom zostają filterki.

 

 

Łopotaty Sybinu tylko na to czekały

Ludzie w tramwaju mają świńskie koszule.
Ludzie w tramwaju czekają na przystanek.

Tamta kobieta ma drożdż Magdaleny!
Ach nie, chlebaki bólu, wyjście przecina.

Chciałbym cię w firanach, a poprzez poręcze!
Kierowca opuszcza, odwłok zderza drzewo.

Umieram, kochanie, kiedy we mnie wrócisz?
Połowy na nowo się zbierają. schodzą, zbierają,

schodzą, zbierają, schodzą, zbierają.
Ludzie w tramwaju rozsypują mąkę.

 

 

Działa wymierzone w chmury

Wszystko, co widzieliście, działo się na półce.
Na płaskiej powierzchni półki,
która rosła, najechała sąsiednie,
w końcu podłogę, teflon i wyszła za drzwi.
Armia zgromadziła się pod wzgórzem, drugiej
nie było. Wszystko, co widzieliście, działo się właśnie tam.

 

 

W malignie

I

Ogromne sześciany o świecących krawędziach
nachodzą na siebie. W środku siedzi
biskup,
mielony przez zielarza!

Di ameu ros’ arana.
Korta, korta!
Szaroka.

Jego skalp spijaliśmy z pozłacanych kielichów,
aż słodko usnęliśmy, uwaleni w trupy.

II

Języki ducha zawinęły moje trzewia!
Języki ducha zawinęły moje trzewia
w knedle.

 

 

Płaszowa architektura. stare, krzywione budowle

Łokieć wgniata trawę. Klacz ląduje
najpierw na wybiegu.

Będziecie musieli wspiąć się po strychu.
Będę czekać, tam znajdziecie kolejne,
stare, krzywione budowle,
szkielety, kończyny.

Nasze stajnie na leżakach karmiono korumem.
Żelazo w przełyku.

Nienawidzę mrówek!

Nienawidzę mrówek!

Te stygnące strupy obrastają zielenią,

przegryzają ciało.

Czy nigdy nie zaznało cierpienia?

 

Kompot na stole.

Słoik pod łóżkiem.

 

Szymon