Askenazyjczyk połyka króliczka i śpiewa bardzo pięknie:

 

Kozy w posągu lastryko

miarowo wrzeszczą: kotku!

 

                                    Czy to macica?

Czy diamentowym wołem rzęziła Andromeda?

 

A teraz spokojniej.

Gwiazda trzymać będzie twój rapsod.

                                                                    Symfonia będzie mnie walić w dupę…

              

                     Jedno okno – dymu

Ale drugie oko – całek.

 

 

Sawa

 

Dąb to kuchta.

               Rzeka to gwałt –

Tak mnie uczył święty, zdrajca języka.

               Nie przestaję więc mieszać kaszy w rzece.

               W uchu.

Uważność jest funkcją zmienności tego, co mam w ręku, gdy trzymam was za rączki, drwale.

Wszystko nie tak.

 

 

Pożar pod kocem

 

Zboże było zupą, aż w końcu stało się gwiazdą

I spojrzało na łokieć Marko Sepcica

Marko Sepcic!

Marko Sepcic kocha swe kolana!

 

To biskup zajadał anielskie podatki

Ale czy król – cwany tapicer – igrał z orangutańską herezją?

 

Proponują taką bajkę:

Między dechy wsyp ździebko sensu

Niech poskrzypi

Niech rechocze

Szymon i Kuba

– Budzę się półgłowy. Zbombardowanym kościołom tak zostaje, za mnie zabrali się szybko. Na lśniących rusztowaniach z podwiniętymi do góry fartuchami krzątają się Afrykańczycy, mają szczoty jak wiosła, piaski w wiaderkach. Jeszcze wczoraj, gdy kładąc się, przytykałem twarz do okna, było ono słone, a oni pływali w lewo i prawo, jak ryby…

Julek