
Psy ślizgają się w błocie w pogoni za wroną
Potem zawyją w wannie, zapomną, znów zamarzą o piórach.
Chodzi o to, żeby rodzić debiut i grzebać debiut. Mieć w sobie
coś na kształt ubytku – myślę o miejscu, w którym z każdym
deszczem powstaje kałuża. O to, żeby skończyć
jak chleb, móc powiedzieć – rosłam.
Grip strenght
Gdy dotykam swoich skroni, czuję małą wnękę, jakbym
wkładała dłoń w norę lisa, w środek cudzego ganku. Wyobraź sobie –
zagłębienie w skale, które służy mi za chwyt. Pode mną ocean
rozciągnięty jak sad, owoce mienią się w słońcu.
Pozostało wyczekiwać wiatru albo drżenia Ziemi, wtedy ściana
eroduje, a ja wyląduję w łodzi podwodnej. Nade mną ciężar, który
nigdy nie spadnie na moje barki, moje stawy pozostaną wolne.
Nie będzie skroni, będzie smuga światła, smukła jak
oszczep, którym rzucę w dowolnym kierunku.
Marzenie o koszulce
Ssać przynależność jak landrynkę, rozgryźć przy końcówce.
Toń ma tyle imion, ile mieszka w niej ryb.
***
Unoszą mnie na skrzydłach drobnych jak mak, wątłych jak
wiatr. Z wysokości czwartego piętra, w połowie drogi,
będę tęsknić – za tobą, za sobą, prościej –
za blokiem startowym, lśnił jak mleko.