SZYMON KOWALSKI
IGLICOWY MANIFEST KINA
Pierwsza część
I. Wstęp
Kino wyrywa się, najbliżej mu do wystrzelenia w kierunku iskrzących się punktów leżących na rubieżach nowych światów. Kino posiada wszystko by oderwać się od tafli, zaburzyć ją, zawinąć. Lecz nie potrafiło i nie będzie już nigdy potrafiło się ukrywać, jest dumne, swymi rozpuszczonymi włosami chwali się w każdej alejce, poezja zakrywa je tkaniną, jej czerwień parzy w oczy, wysusza śluzówki. Kino rozpoznaje przyjaciół w tych, którzy przywiązują je do słupów. Musimy zwiększyć jego pewność i nauczyć je pluć, wyzwolić dłonie, które pozwalają kreślić mu nowe gwiazdozbiory. Niech kino zacznie pluć! Nasyćmy je wyobraźnią! Niech zabija robaki siedzące w jego wnętrznościach, zrobi im to, co one zrobiły mu przez wszeczasy! Oddajmy się nowym połączeniom i załamaniom, oddajmy się nowym światom leżącym u podnóży kina!
II. Wyłom
Kino to nie człowiek, ponieważ co może się równać z obcowaniem z prawdziwym człowiekiem. Kino to nie historia, ponieważ sam potrafię przeskoczyć przez grudy piachu. Kino to nie życie, ziemia, psychika, wspomnienie, sen. Kino niczego nie przekazuje. Kino jest wyłomem. Jest dziurą. Nie ma podnóża dla kina. Kino wyrasta samo z siebie. Żaden z materiałów nie służy jako podstawa. Coś, czego ludzkie oczy nie powinny nigdy zobaczyć. Próbują więc uczynić z kina całkowitą naturalność. A mowa musi być zniekształcona, ciąg zaburzony!
III. Zderzenie
Czy widzieliście kiedyś zderzenie dwóch planet? Ich jądra rozsypują na kawałki, skały kruszą się. Widzimy falę, która nas wzrusza. To także kino. Fala, wielka ściana cząsteczek, która uderza nas, gdy dwa obrazy ze sobą się zderzają. Wyobraźmy sobie tysiąc zderzeń na przestrzeni jednej pustelni. Czy nadal będzie to pustelnia?
IV. Przepowiednia
Nigdy nie powinniśmy tego zobaczyć. To czysty przypadek, że zostaliśmy tym obdarowani. Człowiek według wszystkich glinianych błyskawic nigdy nie był tego godny. Nie był godny ruchu, którego tak bardzo pragnął. Węgle wypluły żar. Kocioł się załamał. Nie wiedzieliśmy, co zrobić. Ruch nie jest naszą własnością. Spłyciliśmy nasze pragnienia i nie puściliśmy tego wolno. Od pojedynczego obrazu do całego świata. Poza kinem. Glizda! Wszystko zostało przemielone i sprzedane. Prorocy założyli ręce na ramiona.
V. Stwory
Dzieci u Solomona, figury, ptaki Jakubisko. Pocałunek dwóch kleistych ciał, które się wydłużają. Wydłużenie będzie dla nas znakiem. Kino to zaświaty.
VI. Niewiedza
Kino nic nam nie mówi. Kino nie wie o naszym istnieniu. Wrzućmy ludzi w odmieniony porządek! Z odmętów stwórzmy relacje! Niech wszystko dostosuje się na nowo, znajdzie własną linię i brzeg. Dajmy tlen kinu, odzyskajmy jego witalność. Nie łudźmy się, że kino wie cokolwiek o naszym świecie. Wykorzystajmy to! Kino nigdy nie było imitacją. Kino jest obojętne, by mogło do nas powrócić.
VI. Paranormalność
Oko kamery czyni z człowieka istotę nadnaturalną. Robotnicy są nową materią, która dotyka czubków fioletowych kandelabrów. Facet w czapce gra ze swoim losem, by ostatecznie wygrać w odwiecznym pojedynku kreacji. Być z kinem to znaczy być paranormalnym.
Nie da się podzielić świata filmu. Wszystko dzieje się naraz. Skaczemy.
VII. Wzruszenie
Te wszystkie momenty, podczas których ulegamy wzruszeniu. Oczy! Zobaczyć oczy, które wiedzą więcej od nas! Marzenie o oczach spełnia się przed nami mimowolnie. Stajemy się kinem. Kino wyciąga do nas ręce w tym jedynym momencie. Nie rozumiemy tego, co widzimy. Uwierzymy, bo musimy to zrobić, stojąc przed czymś tak całkowicie dokonanym. Kino oferuje nam ekstazy. Nie ma nic zewnętrznego, nic wewnętrznego. Dzieciak umiera we wszystkich możliwych wariantach. Kino zbiera w tym jedynym momencie cały arsenał, by nas potajemnie zasiedlić, prowadzić ekspansje. Zapomnieć o naszych granicach, bo za nimi dzieją się inne kroki, krzyki zwierząt, które nas przeszywają. Przeraża nas jego potęga. Ten jeden moment, gdy nie ma czasu lub gdy czas zatrzymał się w każdej odnodze.
VII. Niewidzialne
To widzialność kina umożliwia nam najszerszy dostęp do sfery rzeczy niewidzialnych. Wszystkie odpływy, pręty, które odchylają się w boki. To, co na pozór jest nam znane, zawiera w sobie odwieczną tajemnicę. Obraz jest tylko początkiem. Nasz bezruch zmienić ma się w ruch ku niewidzialnemu! Prawdziwą materią kina jest materia niewidzialna. Flaga łopocze na wietrze. Metal czerwieni się pod wpływem ciepła. Kino wie, że pokonując widzialne w całej swej istocie, wystawić nas może na działanie niewidzialnego. Boimy się jednak tego, nie potrafimy uwierzyć w tę antynomię. Wielkie rury pod ziemią łączące domy, które nigdy nie zaznają spokoju. W rurach wszystkie namiętności; ucięte palce i teksty modlitw. Niewidzialność prowadzi do przekroczenia nas samych, byśmy następnie wrócili odmienieni, z nowym orężem i zniczem. Nie uprawiajmy bałwochwalstwa! Kino śmieję się z nas, że dotknęliśmy tylko jego dłoni i nie znamy elektryczności.
IX. Finał
Jesteśmy pokonani, zbici z tropu. Leżymy w błocie. Kino nas zmiażdżyło. Widzimy pierwsze odbłyski na niebie, w uszach dudnią potężne uderzenia, stukoty, które próbują roztrzaskać naszą głowę. Leżymy w błocie, pokonani. Czujemy palenie w przełyku. Nie wiemy, co to za siła. To coś przyszło do nas tak znajome, a ostatecznie nas zaatakowało. Kino jest za wielkie. Zamykamy powoli oczy z przemęczenia. Powtarzamy wszystkie światy na nowo, cały jeden świat, zbaczając z wielu dróg. Leżymy pokonani, w błocie, lecz już na zawsze zwycięscy. Agonia. To jest kino.
Druga Część.
Możliwości tworzenia filmów i szkoły filmowe w Polsce
W drugiej części mojego tekstu przyjrzę się po części działaniu u podstaw polskiej kinematografii (w szczególności edukacji) oraz możliwościom tworzenia jej. Sytuacja jest tak bardzo tragiczna, że kino w dzisiejszej postaci nie będzie umieć nawet w najmniejszej skali podjąć dialogu (pozytywnego czy negatywnego) z tym, co napisałem w części pierwszej. Jest poniżej pewnego poziomu i jego zanurzenie przekracza już wszystkie normy.
Zjawisko młodego kina czy też kina całkowicie niezależnego, niepodlegającego pod wszelkie machinacje i uproszczenia, nie występuje prawie w ogóle. Nie ma miejsc, by takie kino mogło zaistnieć, złapać oddech, osiąść na mchu i puszczać kaczki. Na festiwalowych selekcjach w dużej mierze (a być może całkowicie) przyjmowane są filmy studentów filmówek czy ich absolwentów. Wybory są zamknięte, mury chronione przez brutalne gobliny. Na festiwalach nie znajdziesz niczego z zewnątrz. Podać mogę choćby kilka przykładów: na festiwalu w Gdyni rok temu według moich źródeł wszystkie filmy w konkursie krótkometrażowym autorstwa studentów czy absolwentów filmówek (z jednym czy dwoma wyjątkami filmów finansowanych po prostu przez PISF), Nowe Horyzonty i ich tegoroczna shortlista ze wszystkimi filmami (prócz animacji) spod ręki bractwa filmówek, Festiwal Młodzi i Film z debiutantami po czterdziestce. Wymieniać tak można po kolei każdy kolejny poważniejszy festiwal filmowy w Polsce, niekończący się sznurek. Czuję, że spadam i nieznane palce dziurawią moją szyję. I szyje wszystkich tych, którzy wyrośli z powoju.
Wielu oburzonych krzyknąć może w tej niecnej chwili, że przecież to dość oczywiste i czemu przy takim obrocie spraw nie wybiorę się do tych monstrualnych gmachów zawierających całe jądro wiedzy o kinie w swych tajnych piwnicach. W tym momencie myślę, że zaczyna się dopiero całe sedno problemu, który chciałbym przekazać. Jestem przecież wstydliwym młodziutkim chłopcem, ledwo co oddzielonym od drewnianych kaftanów, więc od razu skorzystałem z moich możliwości podjęcia próby wejścia do przerażająco wielkich ostoi prawdziwie czystego kina. Jak wiadomo mamy takie dwa miejsca (publiczne, bo jak wiadomo, istnieją także przeróżne miejsca, w których za niebotyczne pieniądze, obiecują każdemu, że nauczą go kina, ha!) w naszym kraju. Łódź i Katowice. Skupmy się może na razie na samych ogólnych faktach, raczej powszechnych, dotyczących zdawaniu do szkół filmowych (pisze tu w szczególności o kierunku reżyserii). W te dwa miejsca na świecie celuje co roku około 150 osób, z czego wielcy panowie z wąsami oraz lekkimi okularkami przyjmują średnio 7-8 osób. Elitarność szkół filmowych jest okropną rzeczą i nigdy nie powinna mieć miejsca! Kolejne gobliny! Zlatują się nawet gargulce! Pomijając już liczbę osób na miejsce, co oczywiście da się jeszcze przebaczyć naszym puchatym mistrzom, na dodatek przychodzi tu jakikolwiek brak kryteriów, według których kandydat mógłby się jakoś dowiedzieć, czemu został odrzucony, lub by też w następnych latach mógł się do nich zastosować. W rozmowach z ludźmi z odstającymi uszami, którzy jakimś niebywałym cudem dostali klucz do bramy wielkiej kinowej wiedzy od naszych szanownych staruszków, usłyszeć można tylko poradę: Chyba nie ma złotej rady na dostanie się. Im bardziej twoja będzie teczka, tym lepiej, oni szukają ludzi odważnych, wiedzących, czego chcą. Oczywistym wydaje się fakt, że kryteria oceny i z góry narzucone warunki okazać się mogą takim samym jadem prowadzącym do otępienia, lecz w obecnej sytuacji wydają mi się jedyną słuszną drogą, ponieważ od samego początku wiedzieć będziemy mogli, z czym mamy do czynienia w walce, wszyscy staruszkowie staną się nadzy i nie będą mieli przed nami żadnych tajemnic. Dzisiaj nie wiemy przecież nawet, czy klucze nie zostały podarowane wyhodowanym przez nich klonom w lochach szkół (ten rok, gdzie z góry już ustalili, że przyjmą tylko same kobiety, by poprawić sobie tym wyborem wizerunek skażony występującymi wtedy skandalami o molestowanie). W Łodzi po kilku miesiącach przygotowań teczki, dostajesz tylko jeden wielki głośny krzyk mailowych podziękowań, po czym wrzucany jesteś w wielką bezmierną próżnię ciszy i nie wiesz, co począć dalej.
To wszystko to i tak irytujące pozytywki, które nie mają większego znaczenia przy prawdziwym okropnym dotyku szkół filmowych, którego sam doświadczyłem na własnej skórze. Problemów do opisania jest bardzo dużo, a zacznę wpierw o przeogromnej ignorancji naszych ukochanych staruszków siedzących w najwyższych biurach wiedzy filmowej. Sam byłem świadkiem sytuacji na organizowanych przez łódzką bandę konsultacjach przedegzaminowych (tak, istnieje takie coś, lecz nie działa zbytnio wydajnie), gdy jeden z kandydatów, mówiąc o swoim projekcie, odwoływał się do znanej i lubianej reżyserki (dokumentalistki!) Chantal Akerman, Szanowny Pan Wybitny Dokumentalista AS szybko, z zaniepokojeniem i zgryzotą zaczął wpisywać w wyszukiwarkę jej nazwisko (Panie AS, pańska klawiatura jest naprawdę głośna!) i przejrzawszy kilka sekund jej twórczości, stwierdził, że to tylko jakieś VIDEO-ARTY (proszę zapamiętać tę piękną nazwę, bo jeszcze do niej powrócę). Uważam to za jakiś niepokojący absurd, że jeden z wyżej postawionych dziadków w łódzkiej filmówce, podpisujący się wszędzie jako wielki dokumentalista, nie zna tak ważnego nazwiska dla dzisiejszego kina (nie chcę tu posługiwać się jakimiś zabawnymi rankingami, ale zniżę się do poziomu myślenia, który mógłby zadowolić Pana AS i oznajmię tylko, że film Akerman Jeanne Dielman w najnowszym rankingu Sight and Sound znalazł się na pierwszym miejscu najwybitniejszych filmów w historii…). Ignorancja członków bractwa filmówek wykracza poza wszystkie rzeki, ich wiedza okazuje się bardzo gorzką wydmuszką. Nie będę tu już też się dłużej rozwodził nad moją sytuacją z zeszłego roku z Katowic, gdzie podobnie został przez nich potraktowany kolejny coraz ważniejszy dla wielu filmowiec, Stan Brakhage.
Stojąc już w temacie Katowic, rozwińmy go. W Łodzi żyją tchórze, do siebie na finałowe etapy zapraszają już tylko przez nich wybrane osoby, by uniknąć ognia i mieczy. Staruszki z Katowic są nieco odważniejsze, na rozmowy pierwszoetapowe zapraszają każdego kandydata. Jak można się domyślić, dzieją się tam rzeczy najpiękniejsze. Rok temu, gdy po raz pierwszy brałem udział w takowej potyczce ze staruszkami, a konkretniej z MR, znanym z reżyserowania jakiegoś kolejnego historycznego ścierwa o wybitnym polskim marszałku i starym wąsaczem BT, będącym w swoim życiu dyrektorem chyba wszystkich teatrów w Polsce, zostałem obrzucony jakimiś bezsensownymi i topornymi pytaniami oraz kompletnym brakiem umiejętności poruszania się w tym, co chciałem im przedstawić. Pamiętam oskarżenia o mało rozbudowanego bohatera i jego drogę, z która nie można się utożsamić, co oczywiście też jest kolejnym absurdem, ponieważ sam już proces “tworzenia portretu psychologicznego” sprowadza się do tworzenia sztucznego fantomu ograniczonego przez kraty zasad. Skrócony następnie do pytania Czy zna pan Lautreamonta? odszedłem bez słowa. Oczywiście trzeba starszych panów zrozumieć, poruszają się oni przecież za pomocą balkoników, musiałem trochę zmniejszyć moje tempo. Dlatego w tym roku zmniejszając pęd moich projektów, jechałem do Katowic z nadzieją, że usłyszę od Puchatych Mistrzów piękne aforyzmy odsłaniające całą prawdę o ich myśleniu o kinie. Jakże ja wyszedłem uszczęśliwiony z rozmowy z nimi! Idealnie potwierdzili moje obawy. Otóż zaczęło się dość niewinnie, ci sami co rok temu z pewnymi dodatkami, uśmiechnięte twarze. Zaczyna się czytanie pomysłu na mój film i po chwili zaczynam otrzymywać bezlitosne komentarze i pytania. W jakim państwie to się dzieje, bo przecież będzie trzeba powiadomić o tym scenografów. W jakim czasie, czy współcześnie? Dostaję salwę pytań próbujących kompletnie zaprzeczyć mojemu projektowi. Szanowny Pan Reżyser wychodzi ze śmiałą konkluzją, że mój film nie ma żadnej logicznej struktury i w takim razie nie przypomina to w ogóle kina, tylko VIDEO-ART. Film musi posiadać oś zdarzeń, umiejscowiony musi być konkretnie w czasie i przestrzeni. Wszystkie te zdania są oczywiście całkowitym wymierzeniem armatnich kul w to, co napisałem w części pierwszej. Są robalem zjadającym bardzo powoli, lecz doszczętnie. Bardzo zabawne w tym przypadku jest to, że wszystko to, co wymyka im się spod kontroli, do czego w żaden sposób nie potrafią się odnieść, nazywają tym zgrabnym określeniem, VIDEO-ART! To słowo, które podczas tych moich fantastycznych przygód używane było przez nich jak mantra, gdy tylko coś pojawiało się na horyzoncie, co mogłoby im zagrozić. TO VIDEO-ART, MY SIĘ TYM NIE ZAJMUJEMY! Smutne skażenia! Wszystko pływa w rynsztoku! Chcę kina wolnego, tworzącego nową przestrzeń bycia!
Następnie odezwał się człowiek od reklam, którego już nawet zbytnio nie chcę mi się komentować, niech sam się przedstawi swoim biogramem: Twórca pierwszego na świecie komercyjnego video w formacie pionowym??? Obejrzał mój film, Katakumby, powiedział bełkotliwie, że to zbiór losowych scen. Cóż, już nawet na gruncie poezji dostawałem w prezencie podobne słowa (tak, Panie Łukaszu). Całe to przedstawienie prowadziło jednak do kluczowego momentu; zdania, nad którym chcę się dłużej zatrzymać.
Po wszystkich tych uderzeniach prosto w skroń i pytaniach schowanego umysłu cała komisja postanowiła ceremonialnie odezwać się chórem: PAN JEST POETĄ! TO, CO PAN ROBI TO POEZJA! POEZJA NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z FILMEM! Okropnych rzeczy i niedorzeczności tego zdania nie uniósłby nikt. Żaden cyrkowy siłacz, nadprzyrodzony mutant. Przytoczyłem całą moją historię, by dojść właśnie do tego niesamowicie gorzkiego finału, który ogałaca wszystkich staruszków i ich dziwne siedziska. Zacznijmy od tego, że samo to ich chóralne stwierdzenie, obraziło rzeszę poetów zajmujących się kinem na przestrzeni jego historii, lecz to tylko drobna gorycz. Oczywistą rzeczą wydaje się fakt, że poezja i kino to dwa różne odbicia tego samego przebłysku świata, tego samego strumienia, który dąży do nieustannego stwarzania i odnawiania się w coraz to nowszych formach. Chodzi o kwestię ukrycia, o której wspominam na początku pierwszej części. Ukrycia przepływów. I dlatego młodszy brat poezji, urodzony pod wpływem naporu ziarna głównej iskry, które aż nadto chciało się wydostać ze swojej niemocy, został zakuty w bordowe kajdany. Pozwólmy mu się poruszyć, przywróćmy rodzeństwo do siebie! Staruszkowie z filmówki to demoniczni akuszerzy, którzy cichutko podkradają dzieci przy porodzie i chowają je w swoich kryptach, by móc wysysać z nich wszystkie życiodajne soki! Połączmy poezję z kinem, odnajdźmy upragnione więzy rodzinne! Chcę, by kino z poezją bawiło się w piaskownicy i rzucało sobie piaskiem po oczach! Razem możemy tego dokonać!
Wierzę w to, że ten tekst to tylko początek, że ten tekst trafi do ludzi, do których w przeznaczeniu ma trafić, którzy zrozumieją każde jego słowo i nakreśloną linię. Wiem, że istnieją gdzieś tam ci wszyscy ludzie! Wierzę w to, że razem uwolnimy kino, odzyskamy jego soki, oczyścimy wątrobę i płuca! Razem zajdziemy tam, gdzie kino powinno być już dawno, dawno temu! Skończmy z dyktaturą porządku, ujarzmiania czasu! Skończymy z dziadkami na grubych siedzeniach, prymatem filmówek, to musi mieć swój koniec! Domagam się kina niezależnego, powstającego impulsywnie, swobodnego, bez żadnych przeszkód i ograniczeń. Kina, które przeżyje wszystkich i zdobędzie wszystkie długości oraz przestrzenie! Poczujmy oddech i cios, przepływ krwi!
Dopisek:
Wraz z moim manifestem upubliczniam wszystkie moje filmy, niech inni się do mnie dołączą!