Drogi czytelniku
Próbuję podważyć wieko twojej trumny
tym płonącym płatkiem śniegu.
Dla ciebie zrezygnuję ze snu.
Ciągle pada marznąca breja
i ledwo widzę.
Jeżeli ta sztuczka się uda, moglibyśmy zacierać ręce
razem, może
rozniecić mały ogień
naszymi dokumentami tożsamości.
Nie mam pewności, ale wciąż pracuję, pracuję
w połowie cię nienawidząc,
w połowie zjedzony przez księżyc.
Lot
dla K.
Jak posępny świerszcz
śpiewa lodówka
i gdy już jestem przekonany
że to jedyny dźwięk
w budynku, spada garnek
w 2B. Sąsiedzi
z obydwu stron nagle
uświadamiają sobie, że nie
uprawiali miłości ze swoimi żonami
od 1947. Rwetes
się potęguje. Człowiek na dole
uczy swojego psa latać.
Ryby są zniesmaczone
i z całej siły walą głowami
o zimne ściany akwarium. Ja też
tracę kontrolę i uznaję
kurz skłębiony w kącie
za wyzwanie dla mojej wytrzymałości.
Gdybyś tu była, nie
tolerowalibyśmy kundli w powietrzu
ani knowań kurzu.
Jechalibyśmy przez całą noc,
z twoją głową opartą na moim ramieniu.
O świcie trąciłbym cię
niecierpliwymi palcami i powiedział:
jesteśmy już w Idaho.
Powiedz im, że tu był
Dotarłem na czas
i nikogo nie było w domu.
Czekałem, spacerowałem po chodniku.
Spojrzałem na zegarek i pokręciłem
głową: gdzie oni są?
Przeszedłem dookoła i zajrzałem
przez okna: ani śladu życia.
Niesłowni przodkowie!
Potem była noc i opadły mnie
wątpliwości: to wszystko kłamstwa,
nie pochodzę od nikogo, pojawiłem się znikąd,
nie miałem starych ani rodzinnego miasta,
żadnych przyjaciół z dawnych lat. Zrodziłem się
z plotek, szeptu w jednym
stanie, niepotwierdzonej bójki
w innym, nieprzyległym do niego stanie.
„Tu byłem. Green”, nabazgrałem
na kawałku papieru i wetknąłem go
w moskitierę. Ruszyłem z powrotem,
odwróciłem się, zdrapałem swoje nazwisko –
potem znowu je napisałem.
Wielki system korzeniowy
Kiedy ptaki mówią, odpowiadam.
Kiedy są głodne, potrzebuję jeść.
Trzeba im się rozmnażać i mnie również trzeba.
Wątek jednak prowadzi donikąd, tutaj
się urywa. Jest po prostu zbyt wcześnie rano,
żeby cokolwiek przemyśleć gruntownie.
Pojawia się myśl, przypomina łaskotki
w mózgu. Mój silnik pracuje,
ale jadę na oparach.
Zaglądam do kalendarza:
pajęczyny i kurze gryzmoły.
A, momencik, jutro przychodzi biedronka.
Całkiem zajęty jestem jak na kawał drewna.
Czekam, aż odezwie się telefon.
To ty, Wróbelku? Nie dzwoni.
Włączam telewizor: brak wiadomości to ich brak,
nie żadna „dobra wiadomość”. Jest p r z e r a ź l i w i e wcześnie.
Nie jest tak, że mam tu krowę do wydojenia,
choć może? Kochany, głupi przeżuwacz
tak by mnie w tym momencie
rozweselił. Albo starzyk –
cudownie o nim pomyśleć,
bo nie robi gniazd, i składa
jaja do gniazd innych ptaków.
Co za koncept! A zastępczy rodzice zwykle –
słuchajcie teraz! Mówię o rodzinach zastępczych
wśród ptaków, naprawdę mocny materiał –
zdają się nie widzieć niczego dziwnego
w młodym starzyku, który może mieć
rozmiar dwukrotnie większy niż ich młode.
(Ta myśl kompletnie mnie wyczerpała,
poważnie rozważam powrót
do mrocznego – lecz bezpiecznego – podbrzusza snu.)
Przytłoczyło mnie moje własne człowieczeństwo,
niemal mnie zwyciężyło, mnie, który próbowałem
wzlecieć. Zagotowało się – znaczy, moje
człowieczeństwo – kiedy najmniej tego chciałem.
Ptaki fruwają we wszystkich kierunkach,
podążając za liniami sił innych światów,
mniej ptasie niż ja.
Jak wybierany jest papież
Każdy pudel poniżej dziesięciu cali wzrostu to zabawka.
Zabawka niemal zawsze jest imitacją czegoś,
czego używają dorośli.
Papieże o nieprzystrzyżonych włosach nazywani są papieżami sznurowymi.
Jeśli włosom papieża pozwolić rosnąć swobodnie,
robią się niezwykle długie i skręcają się
w długie pasma przypominające liny.
Kiedy są krótsze, tworzą gęste loczki.
Papieże są bardzo inteligentni.
Występują w trzech różnych rozmiarach.
Najwięksi nazywani są papieżami standardowymi.
Średni nazywani są papieżami miniaturowymi.
Mógłbym tak dalej, mógłbym powiedzieć:
„Jest on papieżem mocno zbudowanym, zadbanym,
o dobrych proporcjach, czujnej postawie
i ożywionym ciekawością spojrzeniu”,
ale nie chcę. Kiedy umiera pudel,
wszyscy kardynałowie gromadzą się w najbliższym 7-Eleven.
Piją Slurpee, dopóki jeden z nich nie zwymiotuje
i wtedy on zostaje nowym papieżem.
Jest wówczas w pełni uzbrojony i samotnie przemierza bezdroża,
dniem i nocą, niezależnie od pogody.
Nowy papież wybiera sobie papieskie imię,
na przykład „Dziki Bill” albo „Buffalo Bill”.
Nosi czerwone buty z krzyżem wyhaftowanym na przedzie.
Do większości papieży mówi się „Dzidzia”, ponieważ
dorastanie do roli papieża to mnóstwo radości.
Ich ciała cały czas robią się większe i bardziej obce,
ale niekiedy przydarza im się nieszczęście.
Muszą samemu chodzić do toalety
i śpią niemal przez cały dzień.
Rodzice, jak się zdaje, nie są w stanie pomóc w dorastaniu swoim małym papieżom.
Ojcowie powtarzają im bez końca, by nie wychylali się z okien,
ale niebo jest ich pełne.
Papieże wydają się wyluzowani,
lecz w istocie uczą się czegoś nowego.
Czego, nie wiemy, bo nie jesteśmy jak oni.
Nie umiemy się nawet ubierać jak oni.
W porównaniu z nimi jesteśmy jak pchły czy roztocza.
Sądzimy, że dobrze się bawimy, wycinając postaci z papieru,
lecz w istocie wyjadamy okruchy z ich dłoni.
Jesteśmy drobnoustrojami, których nie dojrzą mikroskopy.
Kiedy papież jest gotowy do przyjścia na świat,
próbujemy zaintonować pieśń, ale słowa niezbyt się mają do muzyki.
Niektórzy z masywnych papieży są milion razy więksi od nas.
Otwierają usta w regularnych odstępach.
Nieprzerwanie rozdrabniają kawałki krzyża
i wypluwają je. Meszki kleją im się do warg.
Po elekcji otrzymują miskę śmietany
i strzyże się ich na pudla. Brwi stanowią ochronę,
kiedy papież musi przedzierać się przez gęste zarośla
w poszukiwaniu owcy.
Gdzie byłeś?
Wiersz minął.
Był tu, w tym pokoju,
kilka godzin temu.
Jego rękaw musnął mój policzek,
zawahałem się, w końcu wróciłem
do jakichś prac domowych.
Obierałem cebulę.
Obrałem ją do samego rdzenia,
potem odszedłem.
Moja ukochana stała tam
z twarzą we łzach,
a ja ją wyminąłem.
Przez dłuższy czas stałem przy oknie.
Pomarańczowy ptak z czarnym podgardlem
patrzył przeze mnie bez zainteresowania.
Potem ktoś wymówił moje imię
i, rozpaczliwie szukając wyjaśnienia,
przebiegłem przez wszystkie pokoje,
ale nikogo nie było, nic nawet nie drgnęło.
Z oparcia krzesła
zdjąłem bluzkę
i przytrzymałem ją pod światło.
Czekałem kilka sekund,
aż przebije się do mnie
jej tajne znaczenie, blada zieleń.
Miałem wrażenie, że patrzę spod wody.
Obok przepłynęła papugoryba.
Wstrzymałem oddech i wypuściłem powietrze.
Ktoś, coś próbowało mnie znaleźć,
zabójca, mój bliźniak lub wybawca,
który nocami oddalałby bez końca mój sen
swoimi powikłanymi, poruszającymi opowieściami
o tryumfach i klęskach, wąskich
przełęczach i kobietach, które czekały
oraz dzieciach, które zniknęły bez śladu.
A potem ciemne mamrotanie,
westchnienia i ledwo słyszalne strzępy pieśni.
Modlitewny szal okrył nasze kolana
i kiwaliśmy się w przód i w tył
jak gdyby jakiś zapuszczony sens wkradł się na nowo w nasze życia.
Z wyspy
Mgła cały dzień, długie, niskie syreny obwieszczają,
że przepływa kolejny statek widmo.
Ale nie widzimy nic. Jakby spuszczona została zasłona.
Wracaj do wnętrza siebie, mówi. Nic z tego już nic
dla ciebie nie znaczy. Cały ten dramat, barwa, ruch –
możesz żyć bez tego. To była iluzja,
przynęta, kłamstwo. Nie ma tu nic oprócz dymu
nad rumowiskiem, które było wszystkim,
wszystkim, czego chciałeś, wszystkim, czego, jak myślałeś,
potrzebowałeś. Przepływające statki, zapomnij.
Kąpiące się dzieci, nie ma takiej rzeczy.
Odpuść sobie, twoja wyspa to kłaczek kurzu.
Ale syreny statku widmo mówią: pamiętaj nas,
my pamiętamy ciebie.
Nota od tłumaczy
Zestaw zawiera utwory Jamesa Tate’a pochodzące kolejno z tomów: The Oblivion Ha-Ha (1970, Dear Reader), The Lost Pilots (1967, Flight), Constant Defender (1983, Tell Them Was Here) oraz Worshipful Company of Fletchers (The Great Root System, How Pope is Chosen, Where Were You?, From an Island, 1994). Pierwsze trzy wiersze przekładaliśmy na podstawie wydania: Selected Poems (Wesleyan University Press 1991), pozostałe – na podstawie pierwodruku Worshipful Company of Fletchers (Ecco 1994).
Karolina
Szymon
podoba mi się pomysł szkoły, przed którą wykopano wielki dół, taki basenowy, uczniowie musieli leżeć w nim i myśleć nad sobą.
podoba mi się księżyc opuszczony do połowy, nad labiryntem.
Julek