marzenie o otwartej studni

jak wspominałam, lała się z klimatyzacji woda, analogia deszczu, tuż po tym i tuż przed tym, jak spotkałam Piotra, który znowu oszalał. Jedliśmy dużo kapusty, nie rozumiał już nic z tego, co mówiłam, a mówiłam, że jestem podbita, spalona, jałowa i że woda dziurawi moją podróż. I że to mi przejdzie, tyle że schody prowadzą też w wodę.

I wtedy Piotr powiedział: w nocy byłem małpią, źródlaną różnicą. Jestem przystankiem i znakiem jestem i żebyś o mnie pamiętała, jak będziesz od nowa kroić swój jasny, poprzeczny chleb. 

I wtedy cięcie mówiło, że wahadło jest w tej pozycji kwant czasu, długą przepaść, nośność nieba i jego gawędę. Koźle sztuczki, zgubione belki, beleczki.

I wielu zmarłych: Ludwika XVII durnia, i tego drugiego od Słońc. A wszystko, co wpada tu w oko, od razu jest solą, albo słupem soli, wyświetlaną w nocy w kantorku łanią ze srebra, zielonym krzykiem chłopca w TV, gdy zbieram z podłogi drobne, a Piotr wypija mi piwo. 

I wtedy czerwienią, czerstwą blizną na chlebie, głupotą moich warg, wspominam ile dni trzeba płynąć, żeby odnaleźć przyjemność. Jak pozostałeś łanią. Pozostań srebrem, wyhoduj węża w wężowy rok, wpuść go do domu, zamieszkaj z nim, głaszcz po skórze, wzorem linii życia, zawrzyj przymierze tak ciasne, że zapiera dech.

I wtedy rozpadał się kontur, to jakby tajało światło. Kółko i krzyżyk, na brzegu, pod brzegiem, wokół tego, co parzy (tu wymagamy pewnego ruchu ręki). Pod belką zmieści się brak zasad, łamanie gry, 

I gdy jestem spalona, podbita, zgubiłam rytm. Byłam motylem, wyrosła ze mnie sieć. 

A wtedy czuje się przez zdrój, że śmierć jest mała. Jeździ na psie.

(...) pamiętasz, kiedy rozbiły się dzwony i nikogo

nie było na ulicach? ani też w mieszkaniach. szalona

 

czerwień między kominami, w tle, a jednak

zlewa się z lasem w jedną rzekę. płyną: szafran

i brzoskwinia. las to sieć. chodzimy po szlakach,

 

zarasta je łopian. (…)

 

Kuba