1. Królowie uwielbiali się upijać!

2. Wszyscy zostaniemy straceni, lecz tylko niektórzy zmienią znaczenie wzgórza. 

3. Ilu jest członków rodziny? Widziałem, jak w trzech stali na słońcu, a ich cienie były podłużne, rozciągnięte. 

4. To w cieniach zawarty jest cel podróży.

Osnowa rodu krokusów 

 

Asia z Piotrkiem rajcują w basenie pełnym kulek, by wlepić przedszkolną historie w kolor. Słyszeli ją zaledwie 10 minut temu, lecz już kurczą im się oczka, wpadają w kulki, gdzie gubią się bezpowrotnie. Historię tę poświęcam ojcu, który służył mi jako błyskająca szafa, za co jestem mu serdecznie wdzięczna. Chciałabym również podziękować drzwiczkom od pieca, za ich ciepło i tłustą plamę na dłoni. 

 

W tym roku lato było jak wiewiórka z orzechem. Takiej wiewiórki nie da się złapać, taka wiewiórka wspina się na drzewo, by się zajadać i śmiać człowiekowi w oczy. To takie głupie być na dole, ale nie ściskać ziemi, a do tego marzyć o frędzlowatym czubku. Chociaż, idąc od końca, piasek w garści to nic innego niż pułapka rzucona na otępiałe wargi albo sny, jakie miewa się popołudniami, masa potu. Tego lata napatoczył mi się taki sen, a nawet dał się pogilgotać, co snom zdarza się niezwykle rzadko. A to było tak: w momencie największego sprzężenia płacht, gra jawi się jako okno, w które uderza zielony ptak. Strach w oczach ptaka rozpromienia we mnie tunel, a z niego wyłania się dziewczyna. Mogła być mną, gdyby miała choć odrobinę więcej wstydu i stagnacji. Mogła być mną, gdyby nie wyrosła w odnodze, o której zawsze wiedziało się trochę za mało. Najprościej mówiąc, wyrosła w odnodze pustynnej, bez płaczu. Przywitała mnie gryzem w ramie, po czym rzekła, że nastał czas odkrycia naszej historii. Pragnęła, bym się gubiła, a potem zawsze po sznureczku, znalezionym przypadkiem, mogła wracać do nowego. Przygoda poprowadziła nas w ucho martwego starca, gdzie tuż za progiem, zaczęła ilustrować: 

„Nasz dom ulepiony został z głów naszych przodków. Głowa Krokusa Pierwszego znajduje się na czubku dachu, ponieważ całe życie spędził przy ziemi. I warto mu przy tym chwile powiwatować, bo jedynie on umiał posługiwać się grabelkami w technice węża. Gdy się do niego zbliży, usłyszeć można polne pieśni o jabłonce, która strzegła rolników w upalne dni. W środku pola była boginią. Ten, kto nie złożył jej hołdu, tracił język. Ten kto pogwizdywał na jej uroki, wciskany był w pień, gdzie ginął ospale w gorsecie tortur”.

Roześmiała się i pchnęła mnie na zjeżdżalnie, gdzie się straszliwie potłukłam, a ona jakby nigdy nic otrzepała mnie z kurzu i zawzięcie mówiła dalej: 

„Siup, zjeżdżamy w dół, by ujrzeć głowę Krokusa Drugiego, która służyła niegdyś za dzwonek! Wystarczyło pociągnąć za nos i u drzwi zjawiała się babcia, która witała gościa, zawsze w brudnym fartuchu i różańcem w dłoniach. Po wielu latach, podczas remontu, głowa krokusa drugiego została przeniesiona i wciśnięta w lewe skrzydło ganku. Skrzydło to wyklepał nasz ojciec z drzwi od pralki. Tak właśnie wchodząc i wychodząc z domu Krokusów, przeczuwa się wir, a kiedy wir to za wiele, można przynajmniej mówić o szarpaniu za kaptur. Krokus Drugi początkowo handlował młotami na granicy polsko-czeskiej, a potem zajął się szermierką. Miał konia, z którym spał i któremu nucił, zakazane wówczas, pieśni o zaginionych szablach. Stąd masz tę miłość do galopu! Stąd pragniesz być ziemią, na której toczy się bitwa. 

Przebiegając przez diodę Krokusa Drugiego klęczymy przed głową Krokusowej Pierwszej, która wszystkim wybaczała, ale nigdy nie zapominała. Wisi ona w progu sypialni, gdzie zakazane jest łupanie pestek i czytanie. To tam babcia wyszeptała nam bajkę o Krokusowej Pierwszej, która jako mała dziewczynka zerwała wszystkie owoce z polnej jabłonki i przez ten występek, podczas żniw, zmarło dziesięć osób! Podobno to wtedy nauczyła się wybaczać, wtedy, gdy wybaczyła samej sobie. Ta dłoń, której szukała, wyrosła jej z brzucha, by gładzić pola, zupełnie tak jak gładzi się sierściucha!”

Ona miała uśmiech szerszy od ramion, cała jej postać wypływała z niego. Mój wzrok ją zawstydzał, czuła się przeze mnie okradana. Zamilkła na dłuższą chwilę i znacznie spoważniała, a przecież zdawało mi się, że nie ma w niej ani kropli wstydu. Najwyraźniej mój wstyd kaleczył jej bezwstyd. Musiałam być jej ogonem, a może to ona była moim? To strasznie trudne. Prowadziła mnie w szpik, śmierdziało. Spojrzała na mnie, już bez tej werwy, znacznie spokojniej i rzekła: 

„Tutaj już musimy się odlepić, napomnieć o głowie samego domu, czysta formalność. Pokrywają ją dachówki zerwane przez burzę ze średniowiecznego klasztoru, które to Krokus Piąty dostał za wzorowe sprawowanie obywatelskie podczas niesnasek międzynarodowych. W czasie ulewy dachówki puchną, przez co wewnątrz jest niezwykle duszno, wtedy lgnie się na… „

Wyplułam z siebie głuchy jęk. Chciałam wykrzyczeć, że już wiem, że też tam byłam, ale jedyne co miałam to światło i splątany język. Ona jednak ukłoniła się i odstąpiła kroku, bym mogła prowadzić historię dalej. Wtedy nagle zrozumiałam, że każdy aktor umie śpiewać, że potrafię łapać sznureczki i wystarczy, bym to w sobie odnalazła i zakręciła wokół palca. Tak kroczyłyśmy dalej, mając wrażenie, że jest to jedynie przerzucenie smyczy w drugą rękę. Zaczęłam zdzierać płachty.  

 „…środek pokoju w lęku, że zapleśniałe kąty zaraz nas zagryzą. Niestety, dom nasz, choć szlachetny, nosi na sobie piętno szaleńczej starości. Należy być niezwykle prężnym gagatkiem, bądź też umieć dobrze kłamać, by wyśliznąć się z tego cało. Każdy z naszych przodków, na parę lat przed śmiercią, odziewa się w serdak, a jego kieszenie wypełnione są zbiorem intryg, które to reszta rodziny rzekomo wciska w szpik starca. Co więcej, każdy taki starzec zanurza się w paplaninie o utraconych nocach i wygranych pojedynkach. A świat, w jakim dane było im umierać, uważali za szalony. Rozpaczliwie krzyczeli, że taki świat zaraz to się przewróci i sam z siebie zdechnie. Jako członkini owego rodu, poczuwam się do przewrotu, który wieszczyli. Jednakże przewrót ten zdaje mi się teraz niezwykle fikołkowaty i śmieszny. Chlebak rozbity na głowie ojca był czymś zupełnie innym niż mi się wówczas zdawało. Gdy dane mi było ujrzeć przewrót chlebaka, myślałam, że już zawsze będziemy głodni. Nie spałam wiele nocy, żyłam w strachu o nasze okna i palce. Miesiąc później moja matka dostała posadę w piekarni, gdzie zresztą pracuje do dziś. Odkryłam, że przewrót jest kotem, który stroszy kark, by zadrwić z człowieka. Następnie przymila się do wystraszonych, by jutro stroszyć się ponownie. Robi to, żebyśmy czuli, że nie pozostało nam nic, czego można się chwycić, by wszystkiemu zaprzeczyć. Nazajutrz jednak wszystko lepi się od nowa. W czujności lasu, w czułości ogona”.

Ciężko dysząc spostrzegłam, że las, który nas otacza kocha wyłącznie samego siebie, frywolnie gwiżdże, ocieka rosą i jest w tym wspaniały. Stałyśmy do siebie plecami. W jednej chwili zaplotłyśmy się w pęd. Przez wiele lat poruszałyśmy się jedynie pod korą i jako jedno cielsko rozkwitłyśmy w gniazdo.  

Skacząc za krawędź, wszystko to rozgrywało się w ciele starca, o tym się zapomina, zawsze. Ale łażąc za sznureczkiem też można się zgubić i co wtedy? Już nigdy więcej jej nie spotkałam. Cała nasza przygoda była gonitwą. Taką, że widzi się inne wymiary, nawet te najbardziej nieosiągalne dla ludzkiego oka.  

Płachta została rozszarpana, ale nie tak jak to się zazwyczaj o tym myśli. Tak naprawdę nigdy nie dzieje się to tak jak to zazwyczaj się o tym myśli i w tym właśnie powinniśmy mieć frajdę.  

Po prostu musiałam turlać się dalej. Po jakimś czasie zainteresowałam się akrobatyką. Początkowo hulałam na linie i żonglowałam naleśnikami, a po przejściu wszystkich niezbędnych kursów zostałam waszym cyrkowcem.  

Kończąc mój występ, chciałabym tylko rzec, iż moją głowę najpewniej widzę w pędach bluszczu, który cierpliwie porasta wybitą szybę. Cierpliwość to najszczersza głowa bez kapelusza i właśnie tego wam życzę. 

 

 

Idź w las, znajdź wiersz!