Lejce\
Kminy idą echem. Zadowalamy się więc
echem. Ściśnięte serce blikuje z zazdrości.
Nam, którzy wymyśliliśmy czułość, kundel zrywa się z piersi.
A przecież wyrażaliśmy siebie,
wychodziliśmy ze strefy komfortu, śmiało stawaliśmy się sobą.
Spokój wymyśliliśmy i czułość, których odmawiacie ludziom.
Serce ściśnięte jak kryształ. Z zazdrości mażę się w sforze.
Mówią, że brak mi ogłady, gdy szczekam.
Trzymaj gardę, pięści twarde
Przemierzyliśmy zwierzę, stając się jak wypluty
miot lub sznur ciągnący się od ust ku ziemi. Sfory rozcięte
przepierzeniem na poły piętrzyły się jak strach. Ja piętrzyłem się jak strach
.
To kłamstwo, że przemierzyłem zwierzę wzdłuż i wszerz,
że miałem najpiękniejsze oczy, gdy pod murem płonęły nadzieje.
To kłamstwo, że strach pojawiał się i opływał
nas jak miraż. Rozpływałem się ja sam, słowa nasycałem
śnieniem, wleczony po zwale. To kłamstwo, że wołałem Spokój po imieniu,
drążyłem się tak, jak kropla drąży mienie, pomału dozowałem
nową ziemię. Przemierzyliśmy zwierzę wzdłuż i wszerz, teraz pamiętam,
wydłubałem drzazgę tuż przed spełnieniem i było mnie wreszcie stać,
by powiedzieć spokojnie, na czyj koszt tu jestem.
Tu tłum, tu tłum
Wspólne zbiega spod języka. Skradziona mowa jest jak
blask źrenic, bywa jak żar lic. Czekam, aż wyczuję
ferment serca w pięści, choć chciałbym być
jak do rany przyłóż. Zanim sforę oszczekam, zmyślę dryf
zbitego oka, nową perspektywę służenia. Bracie strachu,
skoczyłem na ciebie z pianą i zwarliśmy się,
jak zwierają się palce na gardle. Do nich, do innych ludzi
z czułością się zbliżę, już widzieli, jak pies rękę liże.