Szewcowa:

Nie wiemy, czy troll, który tędy przechodził, kierował się jak inni, do środka. Ci, co go widzieli, raz opowiadali o malcu, kiedy indziej zaś o olbrzymie. Na pewno coś w nim rosło, a coś malało. Może nawet to coś rozeszło się, kto wie.

————————————————–

– słuchaj, poszedłem odebrać buty. te od ciebie.

– i?

– nie no wszystko pięknie, zszyte na nowo, ale kurde babka zostawiła mi na podeszwie wiadomość.

– czekaj, jaką wiadomość?

 

Rabarbarowi

 

przejdź po nadniebnej grobli, zagnij ją w okrąg i spluń do środka,

gdzie belwiarz o morskich oczach, oparty ramionami o mur, 

strącił włóczkę i teraz troskliwie obserwuje krajobraz.

Za otwartymi na oścież skrzydłami pawlacza, 

 

Skąd zwisa warkocz, brązowy, brązowy.

pozdrawiaj flisaków i kobiety nurzające w wodzie pranie. 

ostatni raz dziel chmury na gotowe i niegotowe, plewy i moszcz. 

zdmuchnij pyłek, on spadł ci na dłoń jak wspomnienie odległej miłości. 

 

zdejmij z siebie wszystkie dzwony, te pozłacane warstwy matrioszki.

a potem połóż się i zwiń w kłębek, tam, gdzie kończy się lina, 

w seledynowej trumnie swojej piersi, pod ściętą szyją zegara.

 

wtedy złuszczą się wszystkie obrazy na horyzoncie, 

o który rozbiłeś dziób statku, i dwa kare konie 

wybiegną w dal.

 

 

kariatydy nadal podtrzymują strop

 

w zramolałych szafach czai się tylko straszny, straszny śmiech.

tapetuję ścianę, zrywam tapetę i tapetuję na nowo: rozstawiam sztalugi,

jak Soutine głaszczę tłusto brzozy, odłożone w trawę wielkie szpadle rzepaku. 

 

wstęgom rzek pozwalam opaść swobodnie za próg, 

przez który gnomy przenoszą wyniesiony z ogrodu ostatni 

promyk światła, by schować pod łóżkiem, gdzie zasypia Alicja.

 

gnomy szepczą jej do ucha sny, a później siedzą na brwi

do rana, udając dekarzy, i wróżą sobie z piegów jak z gwiazd.

wtedy wracam tym samym duktem i mijając siebie, zdejmuję kapelusz.

Idź w las, znajdź wiersz!