– ej, dobra, a wiersze Famulskiego, gdzie one poszły? nie mogę ich znaleźć pod tym czerwonym mostem.

– to po drugiej stronie tej długiej ulicy wzdłuż rzeki, no po prostu boisko pod czerwonym mostem, w drodze na stadion. zaprowadził nas tam ziomek. mega nam się podobało, że miał piłkę, nie wiem, czy mielibyśmy lepszy powód, by wtedy za nim iść. pomyślałem zajebiście, w końcu poznajemy miejscowych, dotąd nas ignorowali. a jak nie ignorowali, to działali jakby w ramach jakiegoś dziwnego formularza. no i co, pamiętam dwie piękne bramki.

 

Palarnia

 

Sześć tygodni czerwie tkały w szpiku historie

bez szczęśliwych zakończeń, et cetera. Ich jedwab.

 

Pod taflą szyby napisał, że kochał, że kochał.

Na całodobowym golisz się niedokładnie:

smutne źrenice z platyny, korytarz się ciągnie.

 

Zadymionymi szybami odbijam się bezkreśnie.

Sześć tygodni broczysz, w palarni tylko patrzeć

na Łysą Górę i patrzeć setki kilometrów stąd.

Nie odwracaj wzroku. Pokoje z platyny, czerwie

fabuły z zżółkłego plastiku – witamy się, palimy

dobre szlugi, żyjemy pod zegar słoneczny nadzy.

 

Cień własny, cień rzucony

 

Aureola gazu ziemnego, kości z węgla i żebra

z czegoś cenniejszego. Monolity płynące gazem,

nieskończone bez aort rury. Jedziesz windą

z zaśniedziałym lustrem, nie ma w nim srebra.

 

W konszachty, w windę, w lustro. Stawiam baszty.

Pozbawię się sześciu kończyn; zakopię psa w krze.

Są rytuały, co łamią czas, antyseptyczne światło, dwukrotnie:

 

mimo że byłem sam, łamały mnie,

wracały mnie, mimo że byłem sam.

 

Podaje się na szkle

 

Gdzie północ się gubi jest czwarta,

wracam pieszo w Sofia Night Club

 

i jest tam zimno, siostro. Idziemy na południe

od nieba, w Sofia Night Club, przester po szkle.

 

Osiemdziesiąt tancerek. Dymią neony, nie pada śnieg.

Rzuć mnie pod równik, gdzie północ się gubi. Gaśniesz.

 

Sofia? Nic więcej jak słowa, nie było mnie. Rien.

Kradnę linie papilarne, noszę na skórze jak bas. Jak rosa.

 

Jest zimno, zatopiony w szkle. Pali osiemdziesiąt tancerek.

W bezruchu. Palę też. Coś zmokłego, o kleistym futrze,

 

które kurewsko zimne, barbiturany poddaje się,

barbiturany poddaje się, barbiturany poddaje się.

Idź w las, znajdź wiersz!