1.

2. Oglądałem tutaj Legia-Górnik. Nie pamiętam wyniku. Kibice Legii wynosili mnie na drzwiach. Szukajcie mnie w pobliżu.

Za czasem

 

Nadążam za czasem, który nie ma kwiatów,

wchodzę w kielich i widzę jego odrobinę,

otwieram ściany – muezzin beczy masę,

tłukę gołębie jajo złożone bez gniazda,

nie martwię się powolnym dokręcaniem śruby,

przechodzę z korytarza do kuchni przez portal – mam głowę psa,

wypełniam niewielkie plemię opowieściami o wielkich tabsach,

między dwoma drzewami wykrawam kwadrat i daję go rodzicom,

przesterowuję głos, żeby brzmiał wciąż jak ten bas z Higher Ground

zostawiam pół kubka kawy dla Kappy,

wymiatam winy z każdej opowieści, z każdego placu, na którym klęczymy,

mijam w tramwaju brunetkę – pachnie jak Eszeweria,

układam choreografię stewardessy linii WizzAir,

jestem Szkotem dmącym w dudy przed pałacem Westminster,

maluję najnowszy obraz Turnera, The District Line Train Disappearing Into The Tunnel,

mam dom na stacji Stockwell, śpiewam tenorem, gram na fleciku,

migam trzema tuzinami reklam po obu stronach ruchomych schodów, 

żółcę się aż do psychozy jak słonecznik,

jestem Wicked Game – najbardziej coverowanym, remiksowanym, obrzyganym

                                                                                                                                    kawałkiem tego wieku,                                                                                                                                               

naciskam z każdej strony pięknem jak moloch, jak brzytwa,

wychodzę spod prysznica jeszcze mokry i usuwam się spod biegnących nóg,

boję się iść spać, chodzę po stalowych pastwiskach,

rosnę bardzo wielki, kładę na sobie kilka prostych kresek i z miejsca zostaję krezusem,

wyczołguję się z ust Simona Armitage’a,

skrzypię skórą spodni na cudownym tyłku amatorki sztuki,

staję się wklęsły, potem płaski, potem znikam w ustach,

obrastam coraz bardziej w wersje, im dłużej trwam,

mam fioletowe włosy, krążę pod sufitem,

wlokę gumową twarzą bo betonie,

umieram upadając na różane łoże,

śmieję się tak mocno, zapycham serwery,

warczę, warczę jak pijany skuter,

wracam między magnoliowe oczy, w środek wiercącej mowy,

stoję w miejscu.

 

 

Czekaj

 

Czekaj, aż skończy wiać.

Nie przestaniesz wskazywać Grecji, ale wydłużysz się na zachód.

Pożałujesz, że się włączył, bo nie zamknie fałd,

popędzi przez wydmy i rzadki, suchy las.

Zaraz wyjdziemy, poczujemy palenie gałęzi,

po których chodziliśmy, gdy była późna jesień.

Patrzyliśmy na plecy starszych,

gdzieś przed nami, zastanawiając się,

kiedy wyrośniemy nad płot, na wysokość wizjera.

Gdy zajrzeć komuś do życia będzie kupieniem frugo w sierpniową noc,

wyjściem z brzucha drewnianego konia i cięciem pierwszego gardła ściśniętego szokiem.

A żeby się otworzyć potrzeba arsenału.

Ostre ręce, obute nogi. Słońca w oczach, dowództwo.

Data zajęcia pozycji to ten sam dzień, w którym powiedziałem:

nie wstanę więcej, możecie mnie obejść albo spalić.

 

Dlatego użyli ognia

i coś ze mnie wleciało każdemu do oczu.

 

 

Gdy jestem sam

 

Gdy jestem sam

jestem wielkim balonem wśród liści,

głodnym napoju dla dłoni,

obróconym w młyn,

obejmuje mnie smutek, okręt,

jestem łabędziem w niekończącym się ciągu sal,

jednym z organów, które pompują dla nas,

jednym z ostatnich powstańców

na fotelu z piór tukana,

wściekłą, czworonożną,

zaślinioną, skołtunioną opinią,

czerwonym znakiem,

wygaszonym wirem,

kablem o wielu przeznaczeniach i bez żadnego,

żenię się z szumem,

wypiętrzam się w łańcuch Karpat,

jestem zdaniem niewypowiedzianym jeszcze w żadnym z języków,

wpatruję się w błękitną ścianę i rozumiem miłość,

wleczony przez muł,

przez tysiące par oczu powleczonych bielmem,

jestem lasem, w którym toną moje sine stopy,

bitem informacji,

rubryką w katalogu dusz,

szerokim strumieniem elektryczności, który obrócił intensywność muzyki,

kruchą tkanką życzliwości,

przestworem między sercem dzwonu a membraną ucha,

lękiem przed zmarnowanym życiem,

zanurzeniem w mroźnym ołowiu,

dryfem w zatokę ramion.

Idź w las, znajdź wiersz!